Wierzcie lub nie, ale japońskiego bluesa spotyka się jeszcze rzadziej niż minimum socjalne w [tutaj wstaw nazwę dowolnej partii politycznej]. Gatunek ten jest jak yeti - podobno istnieje, ale mało kto miał z nim styczność. Dziwić przeto może fakt, że ów blues (choć nie zawsze, rzecz jasna) grany jest przez jednego z międzynarodowych, j-rockowym idoli - Miyavi'ego.
Twórczość tego gitarzysty, wbrew powszechnym opiniom i komentarzom, jawi mi się czarno-biało. Z jednej strony świetne płyty akustyczne, z drugiej beznadziejne elektryczne. Nie łykam tekstów o jego wszechstronności i muzycznych poszukiwaniach. Że niby na każdej płycie nas zaskakuje czymś nowym? Mnie zaskakuje jedynie monotonnością schematu: dobre akustyczne i słabe elektryczne.
Przyznaję bez bicia - dawno nie słyszałem tak innowacyjnej płyty. Nie jestem fanem Miyavi'ego, ale trzeba mu oddać sprawiedliwość - już od samego początku albumu zauroczył mnie swoją techniką. Niestety, "Miyaviuta ~Dokusou~" nie trzyma równego poziomu, co powoduje niesmak po rewelacyjnym intro i kapitalnym "Selfish Love". Bez trudu można się w tym utworze doszukać naleciałości delta bluesa, co w japońskim wydaniu jest niespotykane. Dalej mamy kiepskie "Please, please, please" oraz dorównujące mu "Dear My Love" - oba kawałki, choć stosunkowo krótkie, porozciągane są niemiłosiernie i nie radzę do nich podchodzić na pustym żołądku. Nie do strawienia. Gitarzyście zabrakło chyba pomysłów, bo piąte "Boku Wa Shitteru", mimo znośnej melodii, dalej jest w strefie spadkowej. Tutaj nastąpił poważny kryzys. Od "Please, please, please" do "Baka Na Hito" włącznie nie znalazłem kompletnie nic lekkostrawnego. Chciałem już wyłączyć, bo cukier wyciekający z balladek był poważnym zagrożeniem dla mojego uzębienia.
Aż tu nagle - zbawienie! Dopiero "Kimi no Funky Monkey Vibration" można uznać za utwór poziomem zbliżony do Selfish Love, lub nawet go przewyższający. Bluesowa progresja, zadziorność i w końcu sposobność wykazania się Miyaviego jako wokalisty - polecam! Z "We Love You" warto jedynie wyłapać kilka ślizgów, a następny utwór w ogóle nie nadaje się do słuchania. Ku mojemu zdziwieniu, końcówka jest jednak wyborna. O to właśnie chodzi w akustycznym graniu - energia, odwaga, ekspresja. Nie dajcie się zmylić tytułowi ostatniej piosenki, to naprawdę świetny kawałek.
Płytę należy traktować jako ciekawostkę artystyczno-techniczną z Japonii. Warto poznać styl Miavi'ego, ale jego piosenki - niekoniecznie. Cztery niezłe kompozycje nie uratują całej płyty. Może i innowacyjna, ale z pewnością równie nudna.
Twórczość tego gitarzysty, wbrew powszechnym opiniom i komentarzom, jawi mi się czarno-biało. Z jednej strony świetne płyty akustyczne, z drugiej beznadziejne elektryczne. Nie łykam tekstów o jego wszechstronności i muzycznych poszukiwaniach. Że niby na każdej płycie nas zaskakuje czymś nowym? Mnie zaskakuje jedynie monotonnością schematu: dobre akustyczne i słabe elektryczne.
Przyznaję bez bicia - dawno nie słyszałem tak innowacyjnej płyty. Nie jestem fanem Miyavi'ego, ale trzeba mu oddać sprawiedliwość - już od samego początku albumu zauroczył mnie swoją techniką. Niestety, "Miyaviuta ~Dokusou~" nie trzyma równego poziomu, co powoduje niesmak po rewelacyjnym intro i kapitalnym "Selfish Love". Bez trudu można się w tym utworze doszukać naleciałości delta bluesa, co w japońskim wydaniu jest niespotykane. Dalej mamy kiepskie "Please, please, please" oraz dorównujące mu "Dear My Love" - oba kawałki, choć stosunkowo krótkie, porozciągane są niemiłosiernie i nie radzę do nich podchodzić na pustym żołądku. Nie do strawienia. Gitarzyście zabrakło chyba pomysłów, bo piąte "Boku Wa Shitteru", mimo znośnej melodii, dalej jest w strefie spadkowej. Tutaj nastąpił poważny kryzys. Od "Please, please, please" do "Baka Na Hito" włącznie nie znalazłem kompletnie nic lekkostrawnego. Chciałem już wyłączyć, bo cukier wyciekający z balladek był poważnym zagrożeniem dla mojego uzębienia.
Aż tu nagle - zbawienie! Dopiero "Kimi no Funky Monkey Vibration" można uznać za utwór poziomem zbliżony do Selfish Love, lub nawet go przewyższający. Bluesowa progresja, zadziorność i w końcu sposobność wykazania się Miyaviego jako wokalisty - polecam! Z "We Love You" warto jedynie wyłapać kilka ślizgów, a następny utwór w ogóle nie nadaje się do słuchania. Ku mojemu zdziwieniu, końcówka jest jednak wyborna. O to właśnie chodzi w akustycznym graniu - energia, odwaga, ekspresja. Nie dajcie się zmylić tytułowi ostatniej piosenki, to naprawdę świetny kawałek.
Płytę należy traktować jako ciekawostkę artystyczno-techniczną z Japonii. Warto poznać styl Miavi'ego, ale jego piosenki - niekoniecznie. Cztery niezłe kompozycje nie uratują całej płyty. Może i innowacyjna, ale z pewnością równie nudna.
Spis utworów:
- Jikoai, Jigajisan, Jiishiki, Kajou (Instrumental)
- Selfish Love
- Please, Please, Please
- Dear My Love..
- Boku wa Shitteru
- How to Love
- Baka na Hito
- Kimi ni Funky Monkey Vibration
- We Love You
- "Aishiteru" Kara Hajime You
- Jiko Shijou Shugisha no Nare no Hate (Instrumental)
- Are You Ready to Love?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz