piątek, 2 października 2015

Miyavi - Miyaviuta ~Dokusou~ (2006)

Wierzcie lub nie, ale japońskiego bluesa spotyka się jeszcze rzadziej niż minimum socjalne w [tutaj wstaw nazwę dowolnej partii politycznej]. Gatunek ten jest jak yeti - podobno istnieje, ale mało kto miał z nim styczność. Dziwić przeto może fakt, że ów blues (choć nie zawsze, rzecz jasna) grany jest przez jednego z międzynarodowych, j-rockowym idoli - Miyavi'ego.

Twórczość tego gitarzysty, wbrew powszechnym opiniom i komentarzom, jawi mi się czarno-biało. Z jednej strony świetne płyty akustyczne, z drugiej beznadziejne elektryczne. Nie łykam tekstów o jego wszechstronności i muzycznych poszukiwaniach. Że niby na każdej płycie nas zaskakuje czymś nowym? Mnie zaskakuje jedynie monotonnością schematu: dobre akustyczne i słabe elektryczne.

Przyznaję bez bicia - dawno nie słyszałem tak innowacyjnej płyty. Nie jestem fanem Miyavi'ego, ale trzeba mu oddać sprawiedliwość - już od samego początku albumu zauroczył mnie swoją techniką. Niestety, "Miyaviuta ~Dokusou~" nie trzyma równego poziomu, co powoduje niesmak po rewelacyjnym intro i kapitalnym "Selfish Love". Bez trudu można się w tym utworze doszukać naleciałości delta bluesa, co w japońskim wydaniu jest niespotykane. Dalej mamy kiepskie "Please, please, please" oraz dorównujące mu "Dear My Love" - oba kawałki, choć stosunkowo krótkie, porozciągane są niemiłosiernie i nie radzę do nich podchodzić na pustym żołądku. Nie do strawienia. Gitarzyście zabrakło chyba pomysłów, bo piąte "Boku Wa Shitteru", mimo znośnej melodii, dalej jest w strefie spadkowej. Tutaj nastąpił poważny kryzys. Od "Please, please, please" do "Baka Na Hito" włącznie nie znalazłem kompletnie nic lekkostrawnego. Chciałem już wyłączyć, bo cukier wyciekający z balladek był poważnym zagrożeniem dla mojego uzębienia.

Aż tu nagle - zbawienie! Dopiero "Kimi no Funky Monkey Vibration" można uznać za utwór poziomem zbliżony do Selfish Love, lub nawet go przewyższający. Bluesowa progresja, zadziorność i w końcu sposobność wykazania się Miyaviego jako wokalisty - polecam! Z "We Love You" warto jedynie wyłapać kilka ślizgów, a następny utwór w ogóle nie nadaje się do słuchania. Ku mojemu zdziwieniu, końcówka jest jednak wyborna. O to właśnie chodzi w akustycznym graniu - energia, odwaga, ekspresja. Nie dajcie się zmylić tytułowi ostatniej piosenki, to naprawdę świetny kawałek.

Płytę należy traktować jako ciekawostkę artystyczno-techniczną z Japonii. Warto poznać styl Miavi'ego, ale jego piosenki - niekoniecznie. Cztery niezłe kompozycje nie uratują całej płyty. Może i innowacyjna, ale z pewnością równie nudna.

Spis utworów:
  1. Jikoai, Jigajisan, Jiishiki, Kajou (Instrumental)
  2. Selfish Love
  3. Please, Please, Please
  4. Dear My Love..
  5. Boku wa Shitteru
  6. How to Love
  7. Baka na Hito
  8. Kimi ni Funky Monkey Vibration
  9. We Love You
  10. "Aishiteru" Kara Hajime You
  11. Jiko Shijou Shugisha no Nare no Hate (Instrumental)
  12. Are You Ready to Love?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz