Jeśli chodzi o przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, Japonia na polu melodyjnego hard rocka w niczym nie ustępowała reszcie świata. Gdy na listach przebojów królowali Bon Jovi i Guns n' Roses, w Kraju Kwitnącej Wiśni rozwijały się kariery takich kapel jak Grand Prix, które stworzyli byli członkowie formacji Make-Up. Gdyby śpiewali po angielsku, z pewnością zawojowaliby zachodnie listy przebojów.
Na swoim debiucie grupa zaprezentowała spójną stylistycznie mieszankę rock n' rolla, bluesa i hard rocka, tak charakterystyczną dla panującej wtedy mody. Często, z uwagi na wygląd muzyków, nazywaną hair metalem, choć z metalem nie miała wiele wspólnego. To solidne, gitarowe granie, skrzące się pomysłami, chwytliwymi melodiami i wpadającymi w ucho refrenami. Twórcy "Tears & Soul" nie próbowali udawać ambitnych eksperymentatorów, dzięki czemu zaprezentowali nam zbiór kapitalnych, imprezowych hitów.
Otwierający album "Rock'n'Roll Worker" początkowo odrzuca syntezatorami, ale chwilę później wprowadza klasyczny hardrockowy riff i panowie już na płycie nie zwalniają. "Dynamite Woman", "Tears & Soul" oraz "Grand Prix's Boogie" to murowane imprezowe petardy, z bujającymi refrenami i rozbudowanymi partiami solowymi. Z kolei charakterystyczną dla tego okresu estetykę power ballad grupa wykorzystuje w przydługawym "Never Lose Your Love" i dosyć miałkim "Weekend Lover". "Bodies" brzmi jak utwór żywcem wyciągnięty z którejś płyty Europe, a "Down" jak nieślubne dziecko Posion. Na uwagę zasługuje także "Mr. Loose Man", z jakiegoś powodu kojarzący mi się z Brucem Springsteenem.
"Tears & Soul" to kolejny przykład na to, że Japończycy w dziedzinie przesterowanego, gitarowego łojenia nie mieli się czego wstydzić. Pierwszy z czterech albumów zespołu sprawił, że Grand Prix na stałe wpisali się do annałów japońskiego rocka, zajmując miejsce na jednej stylistycznej półce z P.A.F., B'z, Make-Up, Grand Slam czy Action!.
Na swoim debiucie grupa zaprezentowała spójną stylistycznie mieszankę rock n' rolla, bluesa i hard rocka, tak charakterystyczną dla panującej wtedy mody. Często, z uwagi na wygląd muzyków, nazywaną hair metalem, choć z metalem nie miała wiele wspólnego. To solidne, gitarowe granie, skrzące się pomysłami, chwytliwymi melodiami i wpadającymi w ucho refrenami. Twórcy "Tears & Soul" nie próbowali udawać ambitnych eksperymentatorów, dzięki czemu zaprezentowali nam zbiór kapitalnych, imprezowych hitów.
Otwierający album "Rock'n'Roll Worker" początkowo odrzuca syntezatorami, ale chwilę później wprowadza klasyczny hardrockowy riff i panowie już na płycie nie zwalniają. "Dynamite Woman", "Tears & Soul" oraz "Grand Prix's Boogie" to murowane imprezowe petardy, z bujającymi refrenami i rozbudowanymi partiami solowymi. Z kolei charakterystyczną dla tego okresu estetykę power ballad grupa wykorzystuje w przydługawym "Never Lose Your Love" i dosyć miałkim "Weekend Lover". "Bodies" brzmi jak utwór żywcem wyciągnięty z którejś płyty Europe, a "Down" jak nieślubne dziecko Posion. Na uwagę zasługuje także "Mr. Loose Man", z jakiegoś powodu kojarzący mi się z Brucem Springsteenem.
"Tears & Soul" to kolejny przykład na to, że Japończycy w dziedzinie przesterowanego, gitarowego łojenia nie mieli się czego wstydzić. Pierwszy z czterech albumów zespołu sprawił, że Grand Prix na stałe wpisali się do annałów japońskiego rocka, zajmując miejsce na jednej stylistycznej półce z P.A.F., B'z, Make-Up, Grand Slam czy Action!.
Spis utworów:
- Rock’N Roll Worker
- Dynamite Woman
- Tears & Soul
- Never Lose Your Love
- Weekend Lover
- Bodies
- Mr.Loose Man
- Secret Hurricane
- Down
- Grand Prix’s Boogie